Strona korzysta z plikow cookie w celu realizacji uslug zgodnie z Polityka prywatnosci.

Mozesz okreslic warunki przechowywania lub dostepu do cookie w Twojej przegladarce lub konfiguracji uslugi.

Forum Weselne miasta Łodzi Strona Główna Forum Weselne miasta Łodzi
Forum weselne, wesele i ślub w Łodzi i woj. łódzkim

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  KalendarzKalendarz  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum
 Ogłoszenie 
Wasze albumy zdjęć ALBUM
Regulamin forum REGULAMIN
Reklama w serwisie REKLAMA

Poprzedni temat «» Następny temat
Skandaliczne/kontrowersyjne historie ślubne
Autor Wiadomość
Tissaia 
pani stara*


Wiek: 38
Dołączyła: 14 Kwi 2008
Posty: 536
Skąd: Łódź
Wysłany: Sro Kwi 22, 2009 10:28 pm   Skandaliczne/kontrowersyjne historie ślubne

Chciałabym się dowiedzieć, co sądzicie na temat ślubnych skandali. Czy dzisiaj to w ogóle funkcjonuje? Czy każdy ma prawo żyć absolutnie po swojemu, nie bacząc na zdanie innych? Poniżej kilka kontrowersyjnych historii miłosnych, które ciężko jednoznacznie ocenić.

Przepraszam za kopiuj+wklej, ale to z Onetu, a artykuły z Onetu mają niemilą tendencję do znikania po paru tygodniach, więc link nic by nie dał:

To miał być niezapomniany dzień - dzień ślubu, jedyny taki w życiu. I był! Młodej parze dostarczył wielu wzruszeń. A tłumnie zebranym gościom jeszcze więcej... sensacji.

Chyba każda z nas słyszała jakąś emocjonującą historię ślubną (one są takim wdzięcznym tematem plotek!). Ktoś uciekł sprzed ołtarza i związał się z księdzem, ktoś inny wziął drugi ślub, zapominając wcześniej się rozwieść, a miejscową nauczycielkę poprowadził w takt marsza Mendelssohna jej uczeń… Naszym bohaterkom nie można odmówić odwagi w sięganiu po szczęście. Swoje życiowe decyzje obwieściły z podniesionym czołem, przy świadkach, nie przejmując się reakcją otoczenia. Ale jak pokazuje życie, oburzenie bliskich czasem nie słabnie mimo upływu lat. Może niepotrzebnie?

Uciekłam sprzed ołtarza, żeby potem wyjść za mąż za księdza
Anna ze Śląska

Historię Anny należałoby opatrzyć stemplem „Non fiction”. Zdarzyła się naprawdę (w czerwcu 2000 roku), choć brzmi jak czysta fantazja. Anna – niczym bohaterka komedii romantycznej – uciekła sprzed ołtarza. Wzięła w garść długi welon i wybiegła z kościoła. Zostawiła osłupiałego pana młodego oraz skonsternowanych gości.

Wszyscy byli w szoku. Pytali: „Co się stało?”. – Serce wygrało z rozumem – tłumaczy dziś Anna. Wraca pamięcią do czasów, gdy miała 19 lat. Mieszkała w miasteczku na południu Polski (prosi, by nie podawać nazwy), była zaręczona z Pawłem. Właśnie wtedy na plebanii pojawił się młody wikary. – Podkochiwały się w nim wszystkie dziewczyny. Ja też. Pewnego dnia odkryłam, że nie jestem mu obojętna. I... porwało nas uczucie. Rozkwitło, gdy mój narzeczony wyjechał na rok za granicę – mówi. Była szczęśliwa, do czasu aż na teście ciążowym zobaczyła dwie kreski. Wpadła w panikę. – Wiedziałam, że rodzice – fanatycznie religijni – zabiją mnie, gdy się dowiedzą, kto będzie ojcem. Jemu też o niczym nie powiedziałam – przyznaje. Rozwiązanie przyszło samo. Narzeczony Anny wrócił z zagranicy i chciał szybko się żenić. – Pomyślałam: wyjdę za niego i powiem, że to jego dziecko – opowiada.

Wyznaczyli datę ślubu. Paweł się cieszył, Anna – gasła. Schudła, garściami wypadały jej włosy. Przygotowania do ślubu wcale jej nie obchodziły. Sukienkę wybrała pierwszą z brzegu. – W końcu nadszedł ten dzień. Straszny dzień. Kroczyłam z Pawłem do ołtarza. Nagle zobaczyłam, że na powitanie wychodzi nam wikary. Mój ukochany, moja miłość! Po latach przyznał, że chciał mi w ten sposób dodać odwagi. Efekt był odwrotny. Jego widok sprawił, że nie byłam w stanie dłużej oszukiwać siebie. Gdy zapytał, czy biorę sobie tego mężczyznę za męża, słowa stanęły mi w gardle. Spojrzałam na Pawła, łamiącym się głosem powiedziałam: „Przepraszam”, i wybiegłam z kościoła. Nie wiem, jak dotarłam do domu. To wszystko było nierzeczywiste – wspomina. Na wesele oczywiście nikt nie dotarł. – To był skandal, o którym przez wiele miesięcy trąbiło całe miasto. Niedoszli teściowie pluli na mój widok. Paweł? Nie chciał mnie znać. Raz tylko, pijany, wykrzykiwał obelgi pod moim oknem. Wyjechał za granicę. Czuł się zhańbiony, nie mógł spokojnie chodzić po mieście. Wszyscy śmiali się z niego. A ja? Zebrałam się na odwagę i powiedziałam wikaremu, że jestem z nim w ciąży. Na to on: „Kocham cię, odejdę z kapłaństwa” – opowiada. Potem? Nie było łatwo.

– Wszyscy byli przeciw nam, musieliśmy uciekać z piekła – opowiada. – Urodziła się nam córeczka, kilka miesięcy później wzięliśmy ślub cywilny. Jedyną osobą, która nas wspierała, była moja chrzestna. Teściowa do dziś mnie nie cierpi, wnuczki też nie zaakceptowała. Wychowujemy ją po katolicku. W tym roku pójdzie do Pierwszej Komunii – cieszy się Anna. – Babci na uroczystości nie będzie, choć została zaproszona.

Popełniłam mezalians
Maria z Warszawy

Otwieram, już otwieram – słychać za drzwiami zachrypnięty damski głos. Zgrzyt klucza w zamku, gospodyni zaprasza do środka. – Właśnie wychodzę z grypy, stąd ten szlafrok – tłumaczy się Maria. W salonie klimat starego dworku: na ścianach obrazy należące od wieków do rodziny Marii. Tak samo jak stolik, na którym właśnie stawia filiżanki.

Maria pochodzi z arystokracji. Jej przodkowie fundowali szpitale i ochronki dla sierot. Ona sama działa charytatywnie: organizuje zbiórki odzieży dla najuboższych. Maria ma 40 lat, pracuje w przedszkolu. Dwa przystanki tramwajem od domu. Wygoda. – Mówię pani, jak ja tęskniłam za Warszawą! – przyznaje i zaczyna swą opowieść. – Smutna ta moja historia, może nie warto do niej wracać? – zastanawia się. – Gdy przedstawiłam Krzysztofa rodzicom, byli oburzeni. Nie zgodzili się na zaręczyny. Chcieli, bym natychmiast z nim zerwała. Bo nie był z naszego świata. Skończył tylko szkołę zawodową. Rodzice uważali, że przez małżeństwo ze mną chce awansować do wyższej klasy społecznej. „Mamo, a miłość się nie liczy?” Roześmiała się – wspomina Maria.

– Dla mnie to nie było śmieszne. Kochałam Krzysztofa. Wyjechałam z nim na Pomorze, zamieszkaliśmy w kawalerce. Ślub wzięliśmy potajemnie, na świadków poprosiliśmy sąsiadów. Po ceremonii popłakałam się. Nie tak miało być. Marzyłam o pięknym weselu, przyjęciu pełnym gości – przyznaje. Rodzina zerwała z nią kontakt. – Nawet na święta nie byłam zapraszana. Bolało, ale trzeba było żyć dalej – mówi.

– Mąż zdał maturę, skończył studia. Urodziłam dwoje dzieci. Gdy miały iść do szkoły, wróciliśmy do Warszawy. Mąż odziedziczył mieszkanie po babci – opowiada. – Rodzice? Próbowałam kontaktować się z nimi. Dzwoniłam, prosiłam o spotkanie. W końcu się zgodzili. I zmiękli, gdy zobaczyli wnuki. Odtąd raz w miesiącu pozwalali się odwiedzać. Ale zięcia nigdy nie zaprosili. Bo w ich odczuciu zmarnował mi życie, popsuł moją arystokratyczną krew. Zmarli, zanim zdążyłam im powiedzieć, że przez te wszystkie lata czekałam na ich akceptację.

Wzięłam ślub pogański
Jagoda z Wrocławia

Gdy zapraszaliśmy rodzinę i znajomych na naszą swadźbę, wszyscy byli w szoku: „Zamierzacie pobrać się nocą, w lesie, przy ognisku? Dlaczego nie w kościele? Należycie do jakiejś sekty? A może nie stać was na porządne weselisko?”. Ironia przeplatała się z niedowierzaniem – opowiada Jagoda, malarka.

Ona i jej mąż od lat są wyznawcami wiary pogańskiej, przyjęli imiona: Samoja i Borzymir. Skąd więc to zdziwienie ich bliskich? – Myśleli chyba, że tylko bawimy się w dawnych Słowian. Nawet czasem pytali nas żartem, na czym to wszystko polega. Ale gdy do nich dotarło, że żarty się skończyły, nasza „pasja” przestała być zrozumiała – tłumaczy Jagoda.

Wyjmuje z szuflady zdjęcia z zaślubin. Państwo młodzi stoją przy ognisku. Oboje w wiankach na głowach, w długich białych szatach. „Czy wasz związek będzie z woli?” – zapytał prowadzący uroczystość rodzimowierca. „Z woli!” – odpowiedzieli młodzi. Na znak jedności przewiązał ich dłonie czerwoną wstążką. – Magia, prawda? – pyta Jagoda. – Najważniejsza chwila w moim życiu. Lecz dla cioć w garsonkach i wujków w garniturach to była tylko nasza fanaberia. Przyszli z ciekawości, żądni sensacji. Żałowałam, że ich zaprosiłam. Zachowywali się tak, jakby byli na przedstawieniu. Tylko że ja nie grałam! – mówi. – Rok minął od naszych zaślubin, a oni wciąż pytają, kiedy wreszcie weźmiemy prawdziwy ślub. Zgroza.

Wyszłam za mąż za chłopaka na wózku inwalidzkim
Marzena z Krakowa

Lato 2005 roku. Marcin, 27-letni absolwent prawa, dusza towarzystwa, skacze na główkę do wody. Nie wie, że w tym miejscu woda sięga kolan. Karetka, szpital, diagnoza: uszkodzenie rdzenia kręgowego, wózek inwalidzki.

Trzy lata później Marzena, absolwentka ekonomii (najładniejsza dziewczyna na roku), decyduje, że chce wziąć ślub z Marcinem. – Oczarował mnie inteligencją, dowcipem. To ja mu się oświadczyłam! – przyznaje z uśmiechem śliczna brunetka. – Zupełnie nie spodziewałam się tego, co potem się wydarzy – opowiada. Nastąpił atak, i to z wielu stron. – Wrzucisz kamień do wody, rozchodzi się fala – mówi Marzena.

– Najbardziej protestowała moja mama. Kazała mi sto razy się zastanowić, czy udźwignę taki związek. Tłumaczyłam, że nie muszę niczego dźwigać, bo Marcin nie jest dla mnie ciężarem. Pamiętam też słowa babci: „Chcesz się bawić w pielęgniarkę?”. Nawet koleżanki odradzały: „Życie przed tobą, nie poświęcaj się”. Nikt nie dawał nam szans. Podobno byłam zbyt atrakcyjna, by dochować wierności kalece. On – zbyt słaby, by stać się głową rodziny. Nagle wszyscy chcieli nam ustawiać życie – opowiada Marzena. Na arenę wkroczyli też rodzice Marcina. – Zarzucili mi, że zgrywam się na litościwą mamuśkę, która chce okazać szlachetność. Słyszałam, że reprezentuję typ egzaltowanej panny: snuję romantyczne wizje, a nie mam pojęcia, co oznacza związek z niepełnosprawnym – wspomina. Postawiła na swoim.

– Mąż jechał do ślubu na wózku przystrojonym kwiatami. Szłam obok niego. Pierwszy taniec weselny? Usiadłam mu na kolanach, razem kręciliśmy się na wózku. Zero problemu – wspomina. – Nadal go nie ma. Czujemy się szczęśliwi. Marcin jest programistą w dużej firmie, nieźle zarabia. Nie muszę go niańczyć. Ale niebawem będę niańczyć nasze dziecko.

Mąż przyjął moje nazwisko
Barbara z Opola

Tuż po ślubie cywilnym mój świeżo upieczony teść zapytał mnie, jak się teraz nazywam – opowiada Barbara. – Doskonale wiedział, że nie zmieniłam nazwiska! Ale zmusił mnie do odpowiedzi, spojrzał z potępieniem, a potem z przekąsem powiedział: „No to NIE witaj w rodzinie”. I w ramach protestu nie przyszedł na przyjęcie. Wyobrażasz sobie: dwudziesty pierwszy wiek i skandal z powodu głupiego nazwiska? – pyta.

Afera wybuchła długo przed ślubem. Barbara nie zgodziła się przyjąć nazwiska męża, zaproponowała, by to on przyjął jej. Dlaczego? – Moje było ładne, jego ośmieszające. Nie chciałam nazywać się Kucipa. Ani mieć męża, który tak się przedstawia. Poza tym swym nazwiskiem firmowałam biznes: znany na rynku zakład cukierniczy, który przejęłam po ojcu – opowiada. Mąż zareagował ostro. – Usłyszałam: „Chcesz mnie wykastrować?!”. Jakby nazwisko było odpowiednikiem penisa. Potraktował to jako obelgę, dyshonor. Miesiącami musiałam go przekonywać. W końcu się zgodził. Zastrzegł: „Tylko dlatego, że cię kocham”. Uff! – wzdycha. – Wtedy oburzyła się jego rodzina: „Nie podnoś ręki na tradycję!”. Podniosłam i nie żałuję.

Mąż? Był wściekły, gdy musiał wyrobić sobie nowy dowód, prawo jazdy, paszport. Przez rok koledzy przy piwie wypominali mu, że się wyrzekł swego rodu. Potem wszystko ucichło. Tylko teść wciąż mnie nie lubi.

Poszliśmy do ołtarza 25 lat po ślubie cywilnym
Beata z Rembertowa

Gdy Beata poznała Krzysztofa, nie przeszkadzało jej, że jest niewierzący. Miała 20 lat, była zakochana i zgodziła się na ślub cywilny. – Jestem katoliczką, lecz nie praktykowałam wtedy regularnie – wspomina Beata. Po latach jednak zaczęło jej doskwierać, że przy spowiedzi najpewniej nie otrzyma rozgrzeszenia i niemoże przystępować do komunii.

Przełom nastąpił, gdy w Watykanie żegnała papieża Jana Pawła II. Wróciła z postanowieniem, że zmieni swoje życie. Musi wziąć ślub kościelny! I to dokładnie w 25. rocznicę ślubu cywilnego. – Mąż przyjął nowinę ze stoickim spokojem. Powiedział: „Dla ciebie wszystko”. Ale kiedy zapytałam 24-letniego wówczas syna i dwa lata młodszą córkę, czy będą świadkami na naszym ślubie, myśleli, że to żart. Byli zaskoczeni – opowiada. Identycznie reagowała rodzina, którą narzeczeni osobiście zapraszali na uroczystość. – Siostra Krzysztofa zapytała mnie: „Do czego wam to potrzebne? Przecież to niczego nie zmieni”. Odpowiedziałam: „Dla mnie zmieni wszystko” – wspomina. Reakcja bliskich dała jej do myślenia. Planowała powiadomić koleżanki z pracy, jednak zrezygnowała. Uznała, że lepiej nikomu nie mówić. Po co narażać się na komentarze? – Niestety, myślimy stereotypowo: ślub jest dla ludzi młodych. Każde odstępstwo od normy trzeba usprawiedliwić. Nie miałam zamiaru się tłumaczyć – mówi.

Na ślub szykowała się jak każda panna młoda: wybrała piękną garsonkę, umówiła się do fryzjera i kosmetyczki. Pan młody sam uszył sobie frak (prowadzi zakład krawiecki). – Przetopiliśmy stare obrączki, a na nowych wygrawerowaliśmy swoje imiona – opowiada Beata. Do kościoła młodzi jechali własnym autem, pan młody prowadził. Potem? Sypanie ryżem na szczęście i skromne przyjęcie. – Spotkała się na nim skłócona rodzina męża. Wszyscy płakali ze wzruszenia – wspomina Beata. – Choćby dla tej chwili warto było zrobić ten niestandardowy ślubny krok – dodaje Krzysztof.

Byłam wdową tylko pół roku. Potem wyszłam za mąż

Kasia z Wałbrzycha

Powiedz, jak mogłaś tak szybko o nim zapomnieć? – usłyszałam, gdy sześć miesięcy po śmierci męża wzięłam drugi ślub – opowiada Katarzyna. Marek, jej pierwszy mąż, trzy lata walczył z rakiem, była z nim dzień i noc. – Nie zapomniałam. Ale muszę żyć dalej. Marek, odchodząc, życzył mi szczęścia. Nie chciał, żebym rozpaczała – opowiada. – Powinnaś poczekać rok, aż minie żałoba – krytykowała ją znajoma. Odpierała atak: „Żałoba jest w sercu, a nie w kalendarzu. Marek jest ze mną także wtedy, gdy chodzę w kolorowych bluzkach”.

Nikt mnie jednak nie rozumiał. Nawet rodzice, zwykle tolerancyjni, uznali, że naruszyłam sacrum: „On jeszcze nie ostygł, a tobie już w głowie amory?” – opowiada. – To nie były amory. Rozpaczliwie potrzebowałam bliskości, nie umiałam być sama. Na szczęście trafiłam na bratnią duszę. Poznałam Janusza. On dobrze wiedział, co czuję. Rok wcześniej stracił w wypadku narzeczoną. Odtąd nie mógł się pozbierać. Połączył nas wspólny ból. Co w tym złego, że chcieliśmy razem go pokonać? – pyta. Dlaczego nie poczekali ze ślubem, aż upłynie termin żałoby? – Gdy odchodzi ktoś bliski, wszystko się przewartościowuje. Czujesz, że nie masz czasu do stracenia.

Poślubiłam swojego ucznia
Marta z Kielc

Moje życiowe credo? Święty spokój, zero kontrowersji – mówi bez wahania Marta, nauczycielka angielskiego w liceum. – Od dziecka byłam grzeczna, miła, bezproblemowa. Raj dla rodziców, dla mnie katastrofa, bo wyrosłam na osobę, która bała się mieć własne zdanie. Czy mogłam być inna, skoro wciąż słyszałam od ojca: „Pokorne cielę dwie matki ssie”? – pyta. Sama była jak cielę.

To rodzice zdecydowali, do jakiego liceum ma iść, wybrali też kierunek studiów. Ojciec załatwił jej pracę w najlepszym liceum w mieście. Nie protestowała, choć czuła się jak marionetka. – Co za ironia, że to właśnie mnie przytrafiła się kontrowersyjna miłość – uśmiecha się. W pierwszym roku pracy w szkole Marta zakochała się w swoim uczniu. Adam był w klasie maturalnej. On miał 19 lat, ona 25. – Może to był sygnał od losu? W moim ustawionym przez rodziców życiu pojawiła się przeszkoda. Mogłam ją – swoim zwyczajem – bezpiecznie ominąć albo starać się pokonać. Zaczęłam od uniku: postanowiłam zabić w sobie tę miłość. Byłoby mi łatwiej, gdyby on nie zwracał na mnie uwagi, lecz ja również mu się podobałam. Zresztą wzdychało do mnie pół szkoły. Było mi miło, ale oczywiście traktowałam te szkolne umizgi żartobliwie, nigdy nie przekraczałam granicy przyzwoitości. Żadnych flirtów, aluzji, niedomówień – zastrzega.

Aż trafiła kosa na kamień: weszła do IVa, napotkała spojrzenie Adama i straciła rozsądek. Zyskała coś w zamian: siłę. – Wtedy, pierwszy raz w życiu, postanowiłam zawalczyć o swoje szczęście – przyznaje. Zaczęła spotykać się z Adamem. Po kryjomu, ale jak długo można coś ukryć w małym mieście? Plotki o ich romansie dotarły do szkoły i rodziny, gdy Adam już zdał na studia. – Cały świat był przeciw nam. Matka rwała włosy z głowy. Ojciec groził, że mnie wydziedziczy. Rodzice Adama oskarżyli mnie, że deprawuję ich syna – opowiada Marta. – Zwolniłam się ze szkoły, a potem spakowałam walizkę i pojechałam do Adama. Dziś jesteśmy dziesięć lat po ślubie i – wbrew przepowiedniom pesymistów – dobrze nam razem.

Uznali mnie za bigamistkę
Joanna z Lublina

Szalona, bez kompleksów – taką Aśkę pamiętają koleżanki z liceum. To ona zdobyła Piotra, klasowego przystojniaka. Po skończeniu studiów wzięli ślub w kościele. Przysięga, którą złożyli, miała jeden feler – nie miała mocy prawnej.

– Była jesień 1993 roku, Polska podpisała już umowę konkordatową z Watykanem, ale jej nie ratyfikowała. Efekt? Dla Kościoła byliśmy małżeństwem, ale w świetle prawa – nie. I dobrze, bo już po kilku miesiącach życie z moim mężem stało się piekłem. Gdy pierwszy raz podniósł na mnie rękę, wybaczyłam. Lecz on zaczął to robić codziennie, więc odeszłam – opowiada Joanna. Była młoda, pragnęła miłości. Zaczęła spotykać się z Jackiem, kolegą z pracy. – Okazało się, że jestem w ciąży, wtedy Jacek poprosił mnie o rękę. Zgodziłam się; z prawnego punktu widzenia byłam wolna. Gdy powiedziałam o tym rodzicom, mama prawie dostała zawału. Oburzała się: „Dziecko, dopiero co wyszłaś za mąż! Ślub za ślubem, nawet bez rozwodu? Nie wolno ci tego zrobić! To skandal, bigamia! Ślubowałaś przed ołtarzem jednemu, a teraz bierzesz sobie drugiego?”.

„Może poczekaj na unieważnienie ślubu kościelnego”, radziła mi przyjaciółka, gdy znajomi żartowali, że będę miała naraz dwóch mężów. Mogę w obrządku prawosławnym wziąć trzeciego. Czułam się jak przestępca – wspomina. – Pobraliśmy się, choć część rodziny zbojkotowała ślub. Trudno.

-------------
Ode mnie: O ile jestem w stanie zrozumieć oburzenie otoczenia w wypadkach typu porzucenie młodego przed ołtarzem i ciąża w klerykiem, to dla mnie rzeczony "mezalians", przyjęcie nazwiska żony czy młody na wózku to żaden powód do zgrozy i robienia z tego skandalu.

Byłam na jednym "skandalicznym" ślubie, matka młodej nie akceptowała narzeczonego, ślub odbył się w kościele zielonoświątkowym (chyba to też budziło zastrzeżenia rodziny panny młodej), w baaardzo niestandardowej oprawie. Trzeba było widzieć te pustki na sali i nadąsane miny rodziny panny młodej - jej matka co prawda przyszła, ale w jakimś zwykłym swetrze i cały czas miała minę jak na pogrzebie... no cóż, może wymarzyła sobie innego wybranka dla córki i inną oprawę, ale na litość, takie zachowanie jest już przesadą. A komentarz teścia z jednej z historii "Nie witaj w rodzinie"?! Ja bym chyba coś odpyskowała... Ostatecznie ślub pogański, przyjęcie nazwiska żony, kościelny po 25 latach czy małżeństwo z uczniem nikomu nie robią krzywdy (jestem w stanie zrozumieć porzuconego narzeczonego, któremu w dodatku wmówiono ciążę - naprawdę chłopaka rozumiem).
_________________
*Mój wieczór panieński, etap szaleństw w klubie, przyplątuje się jakiś facet i zwraca do mojej zamężnej już wtedy koleżanki:
-To ty jesteś ta panna młoda?
Koleżanka:
-Nie, ja jestem już pani stara...

Mission accomplished 06.06.09. :)
 
 
niesia2708 
Kociara :)


Wiek: 38
Dołączyła: 10 Cze 2008
Posty: 2700
Skąd: Piotrków/Tomaszów
Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 9:15 pm   

Tissaia, to jest artykuł z poprzedniej "Claudii". Szczerze mówiąc zaintrygował mnie tytuł na okładce dlatego ją kupiłam :mrgreen: :mrgreen:
A co sądzę o tym wszystkim?? To,że najważniejsza jest miłość i wiara w związek, w to że się uda.
_________________

 
 
 
Pusiak 
- Dyktator


Wiek: 43
Dołączyła: 15 Lut 2005
Posty: 3311
Skąd: Łódź
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 9:03 am   

Te historie o jak zwykle wariacje na temat że "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia" :roll: I jak zwykle ocenianie wszystkiego przez pryzmat "moralności małomiasteczkowej"... Zwłaszcza zastanowiła mnie historia miłości z wózkiem inwalidzkim w tle oraz ślubu nauczycielki z uczniem. W tej drugiej sprawie jestem bardzo ciekawa, czy byłaby sprawa gdyby ta kobieta nie była nauczycielką.... Generalnie większość calej tej kontrowersyjności/skandaliczności dla mnie w tych przypadkach nie istnieje.....
_________________

 
 
 
Tissaia 
pani stara*


Wiek: 38
Dołączyła: 14 Kwi 2008
Posty: 536
Skąd: Łódź
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 1:25 pm   

Dokładnie - dla mnie o wiele bardziej oburzające jest, gdy ktoś bierze ślub z wyrachowania, dla pieniędzy lub kobieta "łapie na dziecko". Związek z uczniem czy niepełnosprawnym to akurat nic niewłaściwego i pogardliwe uwagi na temat tych panien młodych to moim zdaniem czyste chhamstwo. Niestety szkoda, że ludzie tak myślą.
_________________
*Mój wieczór panieński, etap szaleństw w klubie, przyplątuje się jakiś facet i zwraca do mojej zamężnej już wtedy koleżanki:
-To ty jesteś ta panna młoda?
Koleżanka:
-Nie, ja jestem już pani stara...

Mission accomplished 06.06.09. :)
Ostatnio zmieniony przez Tissaia Pią Kwi 24, 2009 1:27 pm, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
truskawka_ja 

Dołączyła: 26 Lut 2008
Posty: 781
Skąd: ...
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 3:42 pm   

Do tych historii moge dorzucic jeszcze malzenstwo z muzulmaninem. Jak taki zwiazek jest postrzegany (czesto negatywnie, niestety) wiem z wlasnego doswiadczenia.
Ostatnio zmieniony przez truskawka_ja Pią Kwi 24, 2009 3:43 pm, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Tissaia 
pani stara*


Wiek: 38
Dołączyła: 14 Kwi 2008
Posty: 536
Skąd: Łódź
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 4:04 pm   

Wydaje mi się, że generalnie związki z kimś innego wyznania są postrzegane negatywnie. Potrafię sobie wyobrazić te reakcje na wieść o muzułmaninie, bo w Polsce pokutuje od lat wizja dziewczyny więżonej w haremie, zakutanej w czador, którą mąż obija po ścianach :] Mnie najbardziej zdziwiła reakcja bądź co bądź bliskich koleżanek na wieść, że zamierzam iść do ołtarza jako niewierząca. Padały pytania w stylu "ale czy taki ślub jest ważny", "to ty nie będziesz składać przysięgi?". Niby takie katoliczki, a nawet nie wiedzą, że przysięgę składa się mężowi, a nie Bogu czy księdzu :P

Truskawko, a jak to wyglądało ze strony formalnej? Braliście ślub kościelny czy tylko cywilny?
_________________
*Mój wieczór panieński, etap szaleństw w klubie, przyplątuje się jakiś facet i zwraca do mojej zamężnej już wtedy koleżanki:
-To ty jesteś ta panna młoda?
Koleżanka:
-Nie, ja jestem już pani stara...

Mission accomplished 06.06.09. :)
 
 
truskawka_ja 

Dołączyła: 26 Lut 2008
Posty: 781
Skąd: ...
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 4:10 pm   

Tissaia napisał/a:
Truskawko, a jak to wyglądało ze strony formalnej? Braliście ślub kościelny czy tylko cywilny?

Jestesmy po cywilnym, przed koscielnym. Z punktu widzenia KK moj Maz jest osoba wierzaca, nieochrzczona. Slub bedzie mieszany, tak jak Wasz. :)
 
 
Tissaia 
pani stara*


Wiek: 38
Dołączyła: 14 Kwi 2008
Posty: 536
Skąd: Łódź
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 5:12 pm   

truskawka_ja napisał/a:
Z punktu widzenia KK moj Maz jest osoba wierzaca, nieochrzczona.


A to ciekawe, bo wydawało mi się, że muzułmanie są traktowani przez KK jako osoby innego wyznania, a nie nieochrzczeni wierzący.
_________________
*Mój wieczór panieński, etap szaleństw w klubie, przyplątuje się jakiś facet i zwraca do mojej zamężnej już wtedy koleżanki:
-To ty jesteś ta panna młoda?
Koleżanka:
-Nie, ja jestem już pani stara...

Mission accomplished 06.06.09. :)
 
 
truskawka_ja 

Dołączyła: 26 Lut 2008
Posty: 781
Skąd: ...
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 6:27 pm   

Tissaia napisał/a:
A to ciekawe, bo wydawało mi się, że muzułmanie są traktowani przez KK jako osoby innego wyznania, a nie nieochrzczeni wierzący


Z tego co wiem to wszyscy wyznawcy trzech religii monoteistycznych sa traktowani prze KK jako osoby wierzace. :)
 
 
Yoanna 
mamuśka


Wiek: 39
Dołączyła: 12 Lis 2007
Posty: 1441
Skąd: Łódź
Wysłany: Sob Kwi 25, 2009 1:49 pm   

Porażające jak ludzie robią problemy... Latami nie odzywają się do siebie..
Mój tata tez przejął nazwisko po mamie i jakoś nie było takich chorych sytuacji... A było to ponad 26 lat temu ;)
_________________
 
 
ages 

Wiek: 41
Dołączyła: 02 Cze 2008
Posty: 11
Skąd: ld
Wysłany: Nie Kwi 26, 2009 3:48 pm   

Tissaia napisał/a:
Niby takie katoliczki, a nawet nie wiedzą, że przysięgę składa się mężowi, a nie Bogu czy księdzu :P


"Niby tak". Ale trzeba to uściślić. Przysięga jest składana przed Bogiem (w obecności księdza i świadków), co znaczy, że inne "przysięgi" są czymś w rodzaju przyrzeczenia. W kościele mówi się m.in.: "Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci." W USC się nie przysięga, tylko mówi: "uroczyście oświadczam, że wstępuje w związek małżeński (...) i przyrzekam (...). W kościele mówi się: "ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...". Wydaje mi się, że osobę niewierzącą nie obowiązuje taki ślub, tzn. to co sobie powie w kościele do narzeczonego nie jest żadnym ślubem tylko co najwyżej obietnicą (bo przecież wcale nie prosi Boga o błogosławieństwo, więc żadnego sakramentu nie otrzymuje, mówi do narzeczonego, który nikomu nie może udzielić ślubu, nawet własnej narzeczonej). Twoje koleżanki miały słusze wątpliwości, taki ślub jest conajmniej jednostronnie nieważny.
 
 
Tissaia 
pani stara*


Wiek: 38
Dołączyła: 14 Kwi 2008
Posty: 536
Skąd: Łódź
Wysłany: Nie Kwi 26, 2009 4:24 pm   

ages napisał/a:
"Niby tak". Ale trzeba to uściślić. Przysięga jest składana przed Bogiem (w obecności księdza i świadków), co znaczy, że inne "przysięgi" są czymś w rodzaju przyrzeczenia.


Chodziło o to, że moim znajomym wydawało się, że ja w ogóle nie przysięgam.

Cytat:
Wydaje mi się, że osobę niewierzącą nie obowiązuje taki ślub


Że co proszę? To znaczy konkretnie w jakim świetle nie obowiązuje? Bo w świetle prawa obowiązuje jak najbardziej, zawieram ślub konkordatowy, podpisuję protokół, jestem żoną.

Cytat:
tzn. to co sobie powie w kościele do narzeczonego nie jest żadnym ślubem tylko co najwyżej obietnicą


Masz na to jakieś argumenty, najlepiej rodem z KKK, czy to tylko "wydaje mi się"?

Cytat:
bo przecież wcale nie prosi Boga o błogosławieństwo, więc żadnego sakramentu nie otrzymuje


No, ciężko, żeby niewierzący otrzymywał sakrament. Byłoby to co najmniej dziwne. Jednak to, że się nie prosi Boga o błogosławieństwo, nie znaczy, że ślub jest nieważny, bo liczy się przysięga, a nie "tak mi dopomóż...".

Cytat:
mówi do narzeczonego, który nikomu nie może udzielić ślubu, nawet własnej narzeczonej


Oczywiście, że nie może. W końcu nie biorę ślubu z księdzem, bo to on udziela ślubu, a nie narzeczony. Narzeczeni sobie nawzajem przysięgają, a ksiądz jako reprezentant Kościoła uznaje ślub za zawarty. Nie ma w tym momencie znaczenia, czy jedna ze stron jest niewierząca - ponieważ ważność ślubu zostaje potwierdzona mocą i powagą Kościoła katolickiego.

Cytat:
Twoje koleżanki miały słusze wątpliwości, taki ślub jest conajmniej jednostronnie nieważny.


A co to za nowy wynalazek "co najmniej jednostronnie nieważny"? Co najmniej, to znaczy w 1 i 1/2 nieważny? Czy 1 i 3/4? I co pod tym pojęciem rozumiesz? Przecież gdybyśmy się chcieli rozwieść, musielibyśmy uzyskać tak samo stwierdzenie nieważności ślubu jak każda inna para w 100% katolicka, bo inaczej mój mąż nie mógłby zawrzeć innego związku w Kościele. To, co ty piszesz, sugeruje, że niewierząca żona to jakiś rodzaj konkubiny zatwierdzony przez USC.
Dla mnie cała otoczka religijna może nic nie znaczyć, ale w żaden sposób nie podważa to ważności udzielonego ślubu.
_________________
*Mój wieczór panieński, etap szaleństw w klubie, przyplątuje się jakiś facet i zwraca do mojej zamężnej już wtedy koleżanki:
-To ty jesteś ta panna młoda?
Koleżanka:
-Nie, ja jestem już pani stara...

Mission accomplished 06.06.09. :)
 
 
ages 

Wiek: 41
Dołączyła: 02 Cze 2008
Posty: 11
Skąd: ld
Wysłany: Nie Kwi 26, 2009 6:19 pm   

Właśnie sprawdziłam to wszystko i jednak się pospieszyłam, przepraszam. Wynika to stąd, że nie mogłam zrozumieć, jak można wybiórczo brać ślub - przysięgać mężowi ale nie przed Bogiem. Myślałam, że jest to krzywoprzysięstwo, przewrotna przysięga. Okazuje się, że wszystko jest ważne, nawet jeśli się nie wierzy w Boga. Oczywiście ważne w oczach Boga i Kościoła (i małżonków), bo co do ważności przed urzędnikiem nigdy się nie spierałam.
Nie gniewaj się, pisałam wszystko w dobrej wierze ale trochę się rozpędziłam, moja głupota.
 
 
madzialenka 

Wiek: 39
Dołączyła: 09 Mar 2009
Posty: 735
Skąd: Pabianice
Wysłany: Nie Kwi 26, 2009 8:02 pm   

Wiadomo, że zawsze znajdzie się ktoś ślepo patrzący, dla mnie przysięgać można nawet przy kamieniu czy chwaście, kiedy patrzy się na tą ukochaną osobę to miejsce i wypowiadane słowa mniej się liczą tylko to, że będziesz jego żoną. Kościól i jego zaściankowość i wtrącanie się w politykę, czyli rzeczy które nie powinny go interesować tak mnie denerwuje, że nie mam słów, a że kiedyś nie chcieli mnie ochrzcić bo byłam z nie takiego związku dopiero jak mama posmarowała to raczyli mnie ochrzcić to ja mam ich w nosie. A Bóg jest wszędzie zgodnie ze zwojami znalezionymi, które oczywiście kościół uznał za herezję, bo w innym przypadku po co byłby ksiądż czy kolejny kościół, który powstaje, przepraszam za zbyt długi wywód, ale to moje zdanie.
_________________
 
 
ages 

Wiek: 41
Dołączyła: 02 Cze 2008
Posty: 11
Skąd: ld
Wysłany: Nie Kwi 26, 2009 9:30 pm   

Przecież księża też są ludźmi i też grzeszą.
 
 
Tissaia 
pani stara*


Wiek: 38
Dołączyła: 14 Kwi 2008
Posty: 536
Skąd: Łódź
Wysłany: Nie Kwi 26, 2009 11:49 pm   

ages napisał/a:
Właśnie sprawdziłam to wszystko i jednak się pospieszyłam, przepraszam.


Nie ma sprawy. Ale na drugi raz doczytaj katechizm, zanim zaczniesz wyrokować, czyj ślub jest ważny, a czyj nie. Ze swojej strony - usłyszałam już tyle głupot na temat swój i swojego ślubu, że ciężko mnie zdziwić :>

Cytat:
Wynika to stąd, że nie mogłam zrozumieć, jak można wybiórczo brać ślub - przysięgać mężowi ale nie przed Bogiem. Myślałam, że jest to krzywoprzysięstwo, przewrotna przysięga.


Skoro takiego ślubu udziela ksiądz w kościele w chwale Katechizmu, to nie wiem, skąd twoje wątpliwości. Przede wszystkim w świątyni żaden kapłan nie udzieliłby błogosławieństwa związkowi, który byłby niezgodny z nauką jego wiary i oznaczałby grzech, choćby tylko dla jednej strony (wierzącej).

Nie gniewam się o ten "nieważny" ślub, ale to o krzywoprzysięstwie jest obraźliwe - bo tym samym sugerujesz, że osoba, która przysięga miłość, wierność i uczciwość małżeńską kłamie. Na tym, wybacz, polega znaczenie słowa krzywoprzysięstwo. Nie będę już drążyć, ale zanim komuś palniesz taką teoryjkę, upewnij się, że wiesz, o czym mówisz. My się nie znamy, ale ktoś, z kim rozmawiasz w 4 oczy może się poważnie o to obrazić. W końcu nikomu nie jest miło, gdy mu się zarzuca, że w głębi duszy zamierza zdradzać i oszukiwać małżonka.
Tak więc na drugi raz uwaga z tymi szybkimi ocenami cudzego postępowania :]

PS. Spoko, nie gniewam się.

[ Dodano: Wto Kwi 28, 2009 12:34 am ]
Jeszcze na temat ślubu, znalazłam coś ciekawego na katolik.pl:

Na początku małżeństwo nie było zawierane jako jakiś obrządek kościelny.
Było raczej zawierane w obrębie rodziny i wymagało świadków. Bo było właśnie tym szczególnym rodzajem przymierza. Chrześcijanie swego czasu, chcąc brać przykład od pary z Kany Galilejskiej, zaczęli zapraszać Starszych społeczności świętych na owe zaślubiny. Również osieroceni przez biologicznych rodziców chrześcijanie, w miejsce ich zaczęli zapraszać do pełnienia roli ojca Starszych Kościoła. I tak to małżeństwo przeniosło się na łono Kościoła. Nie mówiąc o tym, iż słusznym jest aby wierzący dochowali swej wierności Bogu i prosili Go o jego błogosławieństwo.

Jeśli mówimy, że to nie starsi Kościoła udzielają tego małżeństwa, to właśnie dlatego iż jest to przymierze, zawarte między mężczyzną i kobietą.
_________________
*Mój wieczór panieński, etap szaleństw w klubie, przyplątuje się jakiś facet i zwraca do mojej zamężnej już wtedy koleżanki:
-To ty jesteś ta panna młoda?
Koleżanka:
-Nie, ja jestem już pani stara...

Mission accomplished 06.06.09. :)
 
 
skalimonka 
żona skalimona


Wiek: 38
Dołączyła: 05 Gru 2008
Posty: 2003
Skąd: UK
Wysłany: Wto Kwi 28, 2009 4:44 pm   

Ja tak sobie tlumacze, ze slub z niewierzacym jest normalnym slubem, jak najbardziej prawnym i jak najbardziej poprawnym, tyle tylko, ze osoba wierzaca PRZYSIEGA drugiej osobie przed Bogiem, a osoba niewierzaca PRZYSIEGA drugiej osobie :) Bez Boga. I ot cala roznica. Jednak slub jest jak najbardziej przysiega malzonkow, oboje przysiegaja przeciez. Dlatego nie zgadzam sie, ze jest to tylko obietnica... :roll:
Tissaia, podziwiam Cie, ze masz odwage na to wszystko i sile, bo chyba nie chcialo by mi sie z ludzmi dyskutowac, ciagle im tlumaczyc ta sama spiewke...

Madzialenka... mnie tez ochrzcic nie chcieli, nawet smarowanie nie pomoglo... :?
_________________
 
 
ages 

Wiek: 41
Dołączyła: 02 Cze 2008
Posty: 11
Skąd: ld
Wysłany: Wto Kwi 28, 2009 11:42 pm   

Tissaia napisał/a:
Skoro takiego ślubu udziela ksiądz w kościele w chwale Katechizmu, to nie wiem, skąd twoje wątpliwości. Przede wszystkim w świątyni żaden kapłan nie udzieliłby błogosławieństwa związkowi, który byłby niezgodny z nauką jego wiary i oznaczałby grzech, choćby tylko dla jednej strony (wierzącej).

Nie gniewam się o ten "nieważny" ślub, ale to o krzywoprzysięstwie jest obraźliwe - bo tym samym sugerujesz, że osoba, która przysięga miłość, wierność i uczciwość małżeńską kłamie. Na tym, wybacz, polega znaczenie słowa krzywoprzysięstwo. Nie będę już drążyć, ale zanim komuś palniesz taką teoryjkę, upewnij się, że wiesz, o czym mówisz. My się nie znamy, ale ktoś, z kim rozmawiasz w 4 oczy może się poważnie o to obrazić. W końcu nikomu nie jest miło, gdy mu się zarzuca, że w głębi duszy zamierza zdradzać i oszukiwać małżonka.
Tak więc na drugi raz uwaga z tymi szybkimi ocenami cudzego postępowania :]

PS. Spoko, nie gniewam się.


Chyba nie ma sensu, żebym jeszcze o tym rozmyślała, skoro sprawa się wyjaśniła. Z tym krzywoprzysięstwem niezupełnie o to mi chodziło, co z tego wyszło. Nie miałam na myśli chęć oszukania małżonka, ale co ja będę się tłumaczyć, skoro temat można zamknąć ;)
Cytat z katolika jest interesujący...

Pozdrawiam!
 
 
madzialenka 

Wiek: 39
Dołączyła: 09 Mar 2009
Posty: 735
Skąd: Pabianice
Wysłany: Sro Kwi 29, 2009 10:23 am   

ludzie zawsze znajdą jakiś temat do skandalu i rozdmuchają go :evil:
ja stwierdziłam że jak oni nie chcieli mnie ochrzcić(czytaj nie chcieli mnie w swoim kościele) to ja teraz nie chcę do tego kościoła należeć, w Boga wierzę, bo wiem że ktoś nad nami czuwa, a jak mam potrzebę porozmawiać z Bogiem to nie muszę gnać do kościoła i uważam, że ten Bóg dla którego wszyscy jesteśmy jego ukochanymi dziećmi będzie na moim ślubie cywilnym a ksiądz nie musi błogosławić związku
_________________
 
 
skalimonka 
żona skalimona


Wiek: 38
Dołączyła: 05 Gru 2008
Posty: 2003
Skąd: UK
Wysłany: Sro Kwi 29, 2009 12:43 pm   

Madzialenko, trzeba brac poprawke na to, ze ksiadz to tez tylko czlowiek. A niestety zalezy to od niego... Mnie nie chcieli ochrzcic w jednym kosciele, ale w drugim ksieza nie widzieli problemu... pomijajac fakt, ze pozniej komunie mialam wlasnie w tym samym kosciele, w ktorym nie chciano mnie ochrzcic... :roll:

madzialenka napisał/a:

ludzie zawsze znajdą jakiś temat do skandalu i rozdmuchają go


To fakt. Ludzie zawsze plotkowali i plotkowac beda. Niektorzy nie moga wrecz bez tego zyc. I zawsze szukaja afery, nawet jak jej nie ma. A zeby jednak byla ... przejaskrawiaja fakty.
Bylam na slubie, na ktorym nie bylo rodzicow panny mlodej, bo byli pokloceni. Ludzie gadali, ale jeszcze wieksza afera zrobilaby sie, gdyby jednak przyszli! A ja sobie mysle, co to kogo obchodzi. Pchaja wszyscy nosy w nieswoje sprawy. Wiedziec o fakcie to inna sprawa, bo przeciez czlowiek ma uszy i slyszy, czasem i to, czego nie potrzebuje slyszec. Jednak, jak ktos uslyszy i go to podnieca do tego stopnia, zeby komus jeszcze dokuczac z tego powodu... :evil: nie mam slow na takie osoby!
_________________
 
 
Pusiak 
- Dyktator


Wiek: 43
Dołączyła: 15 Lut 2005
Posty: 3311
Skąd: Łódź
Wysłany: Sro Kwi 29, 2009 12:54 pm   

skalimonka napisał/a:
Bylam na slubie, na ktorym nie bylo rodzicow panny mlodej, bo byli pokloceni. Ludzie gadali,


Abstrahując od tego, czy ludzie rozdmuchają taka aferę, czy nie, to ja sobie NIE WYOBRAŻAM jak mozna nie przyjśc na ślub własnego dziecka, jesli oczywiście ma sie z nim jakikolwiek kontakt...
_________________

 
 
 
Audiolka 


Wiek: 39
Dołączyła: 25 Kwi 2008
Posty: 2581
Skąd: Uć
Wysłany: Sro Kwi 29, 2009 1:22 pm   

Cytat:
jak mozna nie przyjśc na ślub własnego dziecka, jesli oczywiście ma sie z nim jakikolwiek kontakt...

W kwietniu zeszłego roku było wesele mojej kuzynki, mieli je mieć rok wcześniej, ale zmarł tata młodego i przełożyli. I młodzi byli tylko ze swoimi rodzicielkami. Ojciec młodej(mój wujo) przyszedł tylko do kościoła na ślub. Dwa , albo trzy lata temu wyprowadził się z dom(jest już po 70 i troszkę w głowie mu się miesza).

Dodam, że miał kontakt ze swoją córka może nie super dobry, ale poprawny.
 
 
Pusiak 
- Dyktator


Wiek: 43
Dołączyła: 15 Lut 2005
Posty: 3311
Skąd: Łódź
Wysłany: Sro Kwi 29, 2009 1:28 pm   

no ale ja pisałam o byciu slubie (nie na weselu), a z tego co napisałaś to rozumiem, że na ślub ojciec Panny Młodej przyszedł :?:

Wesele to trochę inna bajka, zwłaszcza jesli rodzice sa rozwiedzeni i w gre wchodzą nowi partnerzy.
_________________

 
 
 
Audiolka 


Wiek: 39
Dołączyła: 25 Kwi 2008
Posty: 2581
Skąd: Uć
Wysłany: Sro Kwi 29, 2009 1:32 pm   

Tutaj nie było rozwodu, ani nowych partnerów. Po prostu ojciec panny młodej się uparł i powiedział ze nie przyjdzie, mimo że było bardzo dużo osób z jego najbliższej rodziny(bracia i siostra).
 
 
madzialenka 

Wiek: 39
Dołączyła: 09 Mar 2009
Posty: 735
Skąd: Pabianice
Wysłany: Sro Kwi 29, 2009 4:49 pm   

no może miał jakiś powód albo mu się pomieszało w główce,
ja mam tylko nadzieję że moja mama pomimo wielu przeciw jednak przyjdzie na ślub i wesele i to bez obiecanych cyrków
_________________
 
 
Audiolka 


Wiek: 39
Dołączyła: 25 Kwi 2008
Posty: 2581
Skąd: Uć
Wysłany: Sro Kwi 29, 2009 5:03 pm   

Dla niektórych to każdy powód jest dobry.
Życzę Ci żeby mama przyszła na ślub i cieszyła się razem z wami tą chwilą :)
 
 
skalimonka 
żona skalimona


Wiek: 38
Dołączyła: 05 Gru 2008
Posty: 2003
Skąd: UK
Wysłany: Sro Kwi 29, 2009 5:21 pm   

Pusiak napisał/a:
Abstrahując od tego, czy ludzie rozdmuchają taka aferę, czy nie, to ja sobie NIE WYOBRAŻAM jak mozna nie przyjśc na ślub własnego dziecka, jesli oczywiście ma sie z nim jakikolwiek kontakt...


Sytuacja byla bardzo zla, rodzice wczesniej wyrzucili ja z domu, a kontakt jezeli byl, to dochodzilo do wyzywania lub rekoczynow, dlatego wszyscy denerwowali sie (szczegolnie panna mloda), zeby nie przyszli, bo to dopiero bylby cyrk. A wiem do czego byli zdolni, bo numery niezle robili jej na zlosc przed slubem, tak wiec mogla sie wszystkiego spodziewac. Widzialam jej ulge, przy zyczeniach juz, ze jednak ich nie bylo...
_________________
 
 
Audiolka 


Wiek: 39
Dołączyła: 25 Kwi 2008
Posty: 2581
Skąd: Uć
Wysłany: Sro Kwi 29, 2009 5:23 pm   

mógłby się dziać takie cyrki jak w filmie "Wesele" ale nie Boryny...tylko to nowsze :)
 
 
skalimonka 
żona skalimona


Wiek: 38
Dołączyła: 05 Gru 2008
Posty: 2003
Skąd: UK
Wysłany: Sro Kwi 29, 2009 5:27 pm   

No w "Weselu", to w ogole masakra byla :smile:
_________________
 
 
Pusiak 
- Dyktator


Wiek: 43
Dołączyła: 15 Lut 2005
Posty: 3311
Skąd: Łódź
Wysłany: Czw Kwi 30, 2009 9:03 am   

skalimonka napisał/a:
rodzice wczesniej wyrzucili ja z domu, a kontakt jezeli byl, to dochodzilo do wyzywania lub rekoczynow


w takiej sytuacji rozumiem i faktycznie dobrze, że nie przyszli :)
_________________

 
 
 
skalimonka 
żona skalimona


Wiek: 38
Dołączyła: 05 Gru 2008
Posty: 2003
Skąd: UK
Wysłany: Czw Kwi 30, 2009 10:10 am   

Oj wierzcie mi, ze akurat w tym przypadku lepiej, ze nie przyszli, bo nie dalabym reki, ze bedzie sie dzialo tak jak gdzies w Rosji na slubie :)

http://www.youtube.com/watch?v=rolGRuVqKBU
_________________
 
 
Tissaia 
pani stara*


Wiek: 38
Dołączyła: 14 Kwi 2008
Posty: 536
Skąd: Łódź
Wysłany: Czw Kwi 30, 2009 11:03 pm   

Też byłam na weselu, gdzie rodzice byli po wyjątkowo bolesnym i długim rozwodzie, kontakty między nimi są w najlepszym wypadku poprawne... a jednak dla jedynej córki pokazali, że można, nawet się razem bawili na weselu, oboje z nowymi partnerami. Może jakichś wybuchów czułości między nimi nie było, ale poza tym naprawdę wyszło OK. Mam dużo szacunku do tych ludzi, pokazali, że miłość do dziecka jest ważniejsza. I chyba o to chodzi. Jak czytam takie jak wyżej i podobne historie, to zastanawiam się, ile trzeba mieć w sobie żółci i złości, żeby bojkotować ślub kogoś bardzo bliskiego z powodu swoich uprzedzeń. Bo umówmy się: najczęściej to nie para ma problem, tylko otoczenie. Ja kibicuję takim, którzy mają odwagę iść do ślubu mimo że rozwodnik/Arab/Murzyn/kaleka/innowierca/...inny niekaceptowany element. Nie wyobrażam sobie nie połączyć się z ukochanym tylko dlatego, że tata strzeli focha/mama nie akceptuje narzeczonego...

Cytat:
podziwiam Cie, ze masz odwage na to wszystko i sile, bo chyba nie chcialo by mi sie z ludzmi dyskutowac, ciagle im tlumaczyc ta sama spiewke...


Ktoś musi przecierać szlaki ;P Chociaż z moich prywatnych obserwacji wynika, że takie dziwne śluby zaczynają być czymś normalnym, przynajmniej w dużych miastach. Ateiści już nie są postrzegani jako diabły wcielone i komuchy bez duszy. A jeśli są, to cóż, nikt inny nie ma tego stereotypu zmieniać, tylko sami zainteresowani. Dlatego rozbawiło mnie, gdy narzeczony mi opowiedział, jak to jego babci ewoluuje światopogląd (jakoś jej się nie zgadza w wizji świata, że narzeczona syna niewierząca i zupełnie normalna osoba). Może kiedyś ludzie przestaną wytykać palcami także inne "dziwne przypadki".
_________________
*Mój wieczór panieński, etap szaleństw w klubie, przyplątuje się jakiś facet i zwraca do mojej zamężnej już wtedy koleżanki:
-To ty jesteś ta panna młoda?
Koleżanka:
-Nie, ja jestem już pani stara...

Mission accomplished 06.06.09. :)
 
 
EwaM 


Wiek: 41
Dołączyła: 30 Lip 2007
Posty: 2535
Skąd: Łódź
Wysłany: Czw Kwi 30, 2009 11:16 pm   

U nas też pojawił się problem małżeństwa po burzliwym rozstaniu, ale na szczęście nie wśród rodziców. Przyjaciel mojego teścia zostawił jakiś czas temu żonę i związał się z inną kobietą. Na jego usprawiedliwienie powiem, że żona jest pop...ą kobietą. :roll: I teściowie bali się zaprosić żonę na ślub, bo wiedzieli, że może zrobić taki cyrk w kościele, że mała głowa. A jest to osoba zdolna do tego. Głupio im było, bo w końcu łączyły ich długoletnie kontakty, ale uznali, że nie ma innego wyjścia i nawet jej nie poinformowali o ślubie. Tak na wszelki wypadek. Bali się nawet, że przyjdzie nieproszona, żeby urządzić dziką awanturę swojemu eks. :?

A rodzice - znam dwa przypadki kiedy rodzice nie przyszli na ślub swoich córek, bo w jednym nie akceptowali związku, a w drugim córka załatwiła sprawę ślubu całkowicie za ich plecami, czym poczuli się bardzo dotknięci. W obu przypadkach potem jakoś się poukładało, chociaż ewidentnie dziewczyna z pierwszego związku wpakowała się w niezły raban, tylko może jeszcze to do niej nie dotarło. :zalamany:
_________________
 
 
skalimonka 
żona skalimona


Wiek: 38
Dołączyła: 05 Gru 2008
Posty: 2003
Skąd: UK
Wysłany: Pią Maj 01, 2009 9:17 am   

W przypadku o ktorym opowiadalam, niestety rodzice byli bardzo zacietrzewieni. W dodatku byli niekwysztalceni, calkiem bez oglady i bez jakichkolwiek uczuc. Pokloceni z polowa rodziny, nie tylko z corka. Ja tez nie wyobrazam sobie, jak mozna nie zapomniec na taki dzien o niesnaskach rodzinnych, w tak wyjatkowy dzien jak dzien slubu.
Ale wczesniej nie mieli skrupólów wystawic corke za drzwi, tak wiec zadne ich pozniejsze poczynania mnie nie zadziwilily.
_________________
 
 
Ambrozja 


Dołączyła: 06 Lis 2008
Posty: 1434
Skąd: Katowice
Wysłany: Pon Maj 04, 2009 5:18 pm   

O moim ślubie też pewnie będą plotkować, bo nie zapraszam mojego taty na wesele. Jemu chyba się wydaje, że jak się rozwiódł z moją mamą to ze mną też. Już teraz co rusz albo jakaś ciotka, albo teściowie mówią, że powinnam ojca zaprosić, bo to jednak ojciec. A ja się pytam co za ojciec, który nie widział mnie kilka lat, zmienił numer telefonu i nie dał mi nawet nowego i wyprowadził się (a wiem dokąd tylko dlatego, że mi powiedzieli znajomi), zachowywał się w stosunku do mnie po prostu okropnie (dla przykładu jak się do mnie zwracał to wredna strzygo). Nie zachowuje się jak ojciec i nie będzie tak traktowany. A najbardziej wkurza mnie fakt, że ciągle tak wszyscy nawiązują do tego że powinnam go zaprosić. Czy oni myślą, że to takie moje tylko widzimisię? Przykro mi, że go nie będzie ale nie wyobrażam sobie go zaprosić po tym wszystkim.
_________________
Kobiety są niewolnicami tylko tych, którzy potrafią je mocno trzymać i dogadzać ich kaprysom - Bolesław Prus
Ostatnio zmieniony przez Ambrozja Pon Maj 04, 2009 5:19 pm, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
mischelle22 


Wiek: 42
Dołączyła: 27 Gru 2003
Posty: 1211
Skąd: Łódź
Wysłany: Pon Maj 04, 2009 5:28 pm   

Ambrozja - przejmujesz się tym?
U mnie na Ślubie i przyjęciu nie było nikogo(SIC!) !! ! ze strony męża - nawet matki.
Nie utrzymuje z nią żadnych kontaktów, dość ostro są pokłóceni.
To wyjątkowy dzień i nie ma sensu zapraszać nikogo, w czyim towarzystwie czujemy się źle.
Nie rozumiem stwierdzenia "bo nie wypada" nie zaprosić.
Nie wypada to się wtrącać w decyzje innych :wink:
_________________

Ostatnio zmieniony przez mischelle22 Pon Maj 04, 2009 5:36 pm, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Ambrozja 


Dołączyła: 06 Lis 2008
Posty: 1434
Skąd: Katowice
Wysłany: Pon Maj 04, 2009 5:39 pm   

Nie przejmuje się, tylko trochę mi przykro, ale nie jestem w stanie tego zmienić niestety.

mischelle22 napisał/a:

Nie wypada to się wtrącać w decyzje innych :wink:


A to przekażę teściowej :)
_________________
Kobiety są niewolnicami tylko tych, którzy potrafią je mocno trzymać i dogadzać ich kaprysom - Bolesław Prus
 
 
 
madzialenka 

Wiek: 39
Dołączyła: 09 Mar 2009
Posty: 735
Skąd: Pabianice
Wysłany: Wto Maj 05, 2009 8:40 am   

Ambrozja głowa do góry, jestem z Tobą :przytul:
Niestety widzę, że wiele forumek boryka się z takimi problemami i jak na opak lepiej mi troszkę bo wiem że nie jestem sama w dziwnej sytuacji, pozdrawiam Was wszystkie
_________________
 
 
ani 

Dołączył: 06 Cze 2009
Posty: 58
Skąd: Sieradz/Łask
Wysłany: Wto Cze 16, 2009 8:18 pm   

Ambrozja nic sie nie przejmuj i słuchaj tylko siebie...
 
 
neskalodz 


Wiek: 42
Dołączyła: 10 Mar 2009
Posty: 582
Skąd: Łódź
Wysłany: Nie Lip 19, 2009 1:36 am   

Ambrozja, niczym sie nie przejmuj, podjelas dobra decyzje, gratuluje ze nie ulegasz presji otoczenia. Moj M. na przyklad postanowil zaprosic swojego ojca bo chyba czulby sie zle gdyby tego nie zrobil, mimo ze kontakt maja sporadyczny, a ojciec nie interesuje sie nim praktycznie wcale i ewidentnie wyroznia syna z drugiego malzenstwa :? No ale postanowilam sie nie mieszac i te decyzje pozostawic M. :-?
Mam tylko nadzieje ze nie bedzie zadnego skandalu, na poczatku mama M. mowila ze nie przyjdzie wcale jesli zaprosi ojca, ale mam nadzieje ze jakos ten jeden wieczor wytrzymaja pod jednym dachem...
_________________
Ostatnio zmieniony przez neskalodz Nie Lip 19, 2009 1:39 am, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
kakonka 
Ptysia


Wiek: 38
Dołączyła: 18 Lut 2008
Posty: 1805
Skąd: Zgierz/Aleksandrów
Wysłany: Pon Lip 20, 2009 6:11 pm   

ooo "kochany pan tatus" niestety moj jest taki sam- na ulicy odwraca glowe w druga strone jak mnie widzi :( takze tego pana na moim slubie ani tym bardziej weselu nie bedzie. Moj K. ma tzw. pelna rodzine i na poczatku nie mogl zrozuymiec jak mozna nie zaprosic ojca. Ale przyszli tesciowie zrozumieli moja decyzje i całkowicie ja popierają. W tym dniu chce zeby byly ze mną bliskie mi osoby, moj tata do nich nie nalezy niestety.
także uważąm Ambrozja ze Twoja decyzja jest słuszna i nikt nie powinien narzucac ci swojej woli... To w koncu Wasz dzien :) :):):)
_________________
 
 
Hania_80 

Wiek: 43
Dołączyła: 17 Sie 2009
Posty: 9
Skąd: Łódź/Łęczyca
Wysłany: Pon Sie 17, 2009 6:42 pm   

Aż dziwne jak to ludzie nawet w dzisiejszych czasach potrafią komplikować sobie życie "skandalami" i opinią "co ludzie powiedzą". Jedyny "nietypowy" (bo skandal to zdecydowanie zbyt mocne słowo) ślub, na którym byłam to taki gdzie panna była około 20 lat starsza. Ale nikt z gości na głos tego nie komentował, nawet "na boku".
Z drugiej strony wśród dalszych znajomych zdarzały się sytuacje, kiedy to rodzice nie przychodzili na ślub cywilny (zawierany po rozwodzie).
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
statystyki odwiedzin z innych stron


Publikowanie w całości lub fragmentach treści zawartych na Łódzkim Forum Weselnym bez zgody administratorów forum jest zabronione.
Reklamy
www.foto-sobieraj.com.pl